Elwidu

Elwidu

piątek, 25 listopada 2016

A do kawy...

A do kawy polecam pączki z ziemniaków. Większość osób, które częstowałam tymi pączkami, patrzyła na mnie z niedowierzaniem... Te co je znały - z ochotą brały. Myślę, że trzeba spróbować, żeby wyrobić sobie swoje zdanie. Przepis zaczerpnęłam ze strony Ewy Wachowicz

 Składniki
  • 1/2 kg ziemniaków
  • 5 dag drożdży
  • ½ szklanki - cukru
  • 1/2 kg mąki
  • 3 jajka
  • 125 g masła
  • olej do smażenia
Ziemniaki ugotować. Ciepłe zmielić lub przecisnąć przez praskę. Na ziemniaki pokruszyć drożdże. Dodać cukier, przesianą mąkę, jajka (koniecznie w temp. pokojowej) i roztopione masło. Wyrobić gładkie ciasto i pozostawić pod przykryciem do wyrośnięcia (powinno podwoić objętość).
Dłonie natrzeć olejem. Z ciasta odrywać kawałek po kawałku i lepić pączki. Pozostawić ponownie do wyrośnięcia (10-15 minut).
Wyrośnięte pączki smażyć z obu stron w głębokim, mocno rozgrzanym oleju. Odsączyć na papierowym ręczniku z nadmiaru tłuszczu. Najlepiej smakują jeszcze ciepłe. Po wystudzeniu można posypać cukrem pudrem.

Moja wersja pączków zimnych - przekrojone na pół i posmarowane smażonymi jabłkami - pychota!!!

 Pamiętacie wpis o jagodowej miłości? To jest dokładnie to samo ciasto, ale dodałam do niego cynamon i orzechy włoskie w kawałkach, a na wierzch ósemki jabłek i kruszonka - Tosia z koleżanką zjadły pół blaszki jeszcze ciepłego. I faktycznie, najlepsze jest jeszcze ciepłe.


 I ostatnio zrobione ciasto - chlebek bananowy.  Miałam akurat w domu mooooocno przejrzałe banany i postanowiłam coś z nich zrobić - padło właśnie na ten wypiek. Intensywnie pachnie bananami, co nie do końca mi pasuje, ale zjem go, nie ma obawy ;)

A jakie jest Wasze ulubione ciasto do kawy? Wolicie ciasta proste, suche, czy raczej z masą?

Pozdrawiam zasłodzona - Elwidu

niedziela, 20 listopada 2016

Szyty na miarę 2


To co? Gotowi na drugą część prezentów szytych? Proszę bardzo, oto moje typy:
Click to Enlarge

Pojemnik na przydasie... kto ich nie ma...

1 dish towel, 85" of ribbon, and 10 minutes of your time! Makes a cheap and easy gift! #apron #kitchen #sewing #beginner

Prezent na ostatnią chwilę...
 

DIY Makeup Brush Roll

Na wyjazdy i nie tylko....


EarbudPouchTutorialCover

Do torebki, plecaka...

EyeMaskCover
 Dla ty, co lubią spać po ciemku ;)

http://sayyes.com/2012/04/diy-mini-boxy-makeup-bag.html
 Na kosmetyki, kredki itp....




Chciałam Wam jeszcze wkleić zdjęcie organizera do torebki, ale komputer nie chce współpracować, więc tylko link tutaj

Jak Wasze przygotowania prezentowe do Świąt? Jeszcze w lesie, czy już prawie wszystko macie? Dajcie znać w komentarzach.


Pozdrawiam Was serdecznie - Elwidu

czwartek, 17 listopada 2016

Nieźle nadziane

Pierogi z cebulką.jpg

Pierogi, pierożki... Kto ich nie lubi? Nie widzę... My kochamy pierogi! Ponieważ każdy ma swoje ulubione smaki, więc gdy już rozkładam stolnicę, to robię je w dużych ilościach (ok. 250 szt) i mrożę, żeby mieć zapas. Był taki czas, gdy poszukiwałam najróżniejszych farszów do pierogów. Okazało się, że jeśli dobrze rozejrzeć się dookoła (czytaj: po rodzinie i znajomych), można znaleźć kilkanaście różnych odmian. W moim rodzinnym domu od zawsze były pierogi ruskie: ser biały, ziemniaki i smażona cebulka - teraz są to ulubione pierogi moich Dzieci - mam wrażenie, że mogłyby jeść je trzy razy dziennie ;) Drugim typem były i są pierogi z białym serem: biały ser, jajko i cukier - pychotka z roztopionym masełkiem... mmmmm... rozmarzyłam się... Inne, które pamiętam z dzieciństwa i towarzyszą mi do tej pory, to pierogi z kapustą kiszoną i grzybami, doprawione pikantnie. No i oczywiście pierogi z owocami: truskawki, jagody, jabłka, polane słodką śmietanką... Rewelacja! Po zamieszkaniu na mojej Wsi, okazało się, że lokalnym przysmakiem są pierogi z bobem (lub bobrem, jak mówią niektórzy ;) - bób ugotowany (może być obrany ze skórek, ale kto by się tam bawił), zmielony w maszynce, do tego podsmażona cebulka i boczek - wymieszać i doprawić do smaku. I jeszcze pierogi z kaszą gryczaną i serem: gotujemy kaszę gryczaną (1 szkl. kaszy, 1 szkl. wody, 1 szkl. mleka), mieszamy z serem białym w proporcji 1:1, do tego cukier waniliowy, jajko, szczypta soli i cukier.
A gdy poszukiwałam pomysłów na farsz w necie, najbardziej spodobały mi się takie pomysły:
  • farsz z pieczarkami i kapustą: usmażyć pieczarki drobniutko pokrojone z cebulą na masełku, przyprawić odrobiną wegety. kapustę utrzeć na tarce i dusić na patelni na tłuszczu, podlewając wodą. Potem połączyć z pieczarkami,
  • farsz szpinakowy: szpinak poddusić z solą, pieprzem, czosnkiem i jajkiem, mocniej doprawić. Można dodać mięsa mielonego. Ciasto na pierogi zrobić trochę grubsze, bo farsz może być mokry,
  • inna wersja farszu szpinakowego: szpinak poddusić z solą, pieprzem i czosnkiem. Przestudzony wymieszać z rozkruszoną fetą,
  • farsz pizzowy: szynka drobno posiekana, starty żółty ser i oregana połączone ketchupem,
  • farsz z tartymi ziemniakami (czyli pierogi z plackami ziemniaczanymi): 7 - 8 ziemniaków zetrzeć jak na placki ziemniaczane, dokładnie odcisnąć (można dodać skrobię po ustaniu płynu). Połączyć z drobniutko posiekanym boczkiem i smażoną na maśle cebulą, doprawić do smaku. Pierogi gotować ok. 25 minut na wolnym ogniu. Podawać polane stopionym masłem i z kwaśną śmietaną lub z topioną słoniną czy boczkiem, albo ze smażoną cebulką,
  • farsz z jajkami: 3 jajka ugotować na twardo, drobno posiekać. Posiekać drobno 12 dag chudego boczku, wymieszać z jajkami, doprawić do smaku. Dodać podsmażoną cebulę.
Ciągle sobie powtarzam, że kiedyś wypróbuję wszystkie te farsze, ale zwykle i tak kończy się na pierogach ruskich, z białym serem oraz z kapustą kiszoną i grzybami...

A jakie Wy macie ulubione farsze pierogowe? Może jeszcze inne niż te, które ja podałam? Jakie są farsze w Waszej okolicy, a jakie w Waszej pamięci z dzieciństwa? Takie jak moje, czy jakieś inne?  Dajcie znać w komentarzach.

Pozdrawiam zapierogowana - Elwidu

niedziela, 13 listopada 2016

Po co planujesz?

Każdy z nas planuje: jedni w głowie - najpierw to, potem to, a za tydzień to; na Święta tutaj, a na wakacje tutaj. Inni planują z kartką i ołówkiem w ręku (np.ja:), a jeszcze inni wykorzystują do tego komputer, telefon. I teraz pytanie jak w temacie: po co planujesz swoje dni, swój czas, swoje życie? Przecież nie po to, żeby wcisnąć jak najwięcej rzeczy do zrobienia. Nie po to, żeby żyć w sterylnym domu - no, chyba, że takie są Twoje priorytety. Planowanie ma mi dać możliwość robienia większej ilości rzeczy, które są dla mnie ważne, a robienia mniej tych, które nie są dla mnie aż tak istotne. Czyli tak naprawdę, planowanie każe mi się zastanowić, co jest dla mnie istotne w życie, na czym mi szczególnie zależy?
Wiem, że chcę spędzać czas z moją Rodziną, z Dziećmi - one tak szybko dorastają.
Wiem, że chcę zadbać o siebie, swoje ciało, systematycznie ćwiczyć.
Wiem, że chcę zdrowo gotować.
Wiem, że chcę mieć czysty dom, do którego wchodzę i dobrze się czuję.
Wiem, że chcę spędzać czas z przyjaciółmi, chodzić do kina, na spacery.
Wiem, że chcę zajmować się blogiem, pisać ciekawe posty, robić coraz lepsze zdjęcia.
Wiem, że chcę być coraz lepsza w pracy, dokształcać się, ale też uczyć się czegoś nowego.
Wiem, że chcę rozwijać się, czytać i działać w zakresie doskonalenia siebie.
Jeśli postanowię, że codziennie będę robiła coś w każdym z tych zakresów, czy mi się uda? To zależy, co będę robiła. Jeśli codziennie zaplanuję spacer z dziećmi, obiad (zdrowy) z Rodziną, kolację z przyjaciółmi, czytanie książki specjalistycznej, napisanie ciekawego posta na blogu i zrobienie do niego dobrych zdjęć, godzinny trening fizyczny, sprzątanie jednego pokoju i zrobienie jednego ćwiczenia rozwojowego, a do tego dodam kilka godzin snu i pracę, to wyjdzie mi, że doba powinna mieć jakieś 58 godzin. Realne? Nie sądzę... Natomiast jeśli popatrzę na to z perspektywy tygodnia - sprawa wygląda trochę inaczej, prawda? Każdy z nas ma do dyspozycji 168 godzin tygodniowo. Nie mniej, nie więcej, tylko właśnie tyle. Każdy. Co z nimi zrobimy zależy od nas. Możemy próbować upchnąć jak najwięcej w tych godzinach, możemy nie robić nic. A gdyby tak zaplanować sobie tydzień? Zastanowić się, na czym mi najbardziej zależy? Jak mam osiągnąć to, na czym mi zależy? 


Znalazłam tutaj argumenty, które do mnie trafiają:
 Co daje planowanie swoich działań? Oto kilka argumentów:

  • Quo vadis domine
    …dokąd zmierzasz wędrowcze? Wiesz? Jeśli nie masz wyznaczonego celu, to zamiast do niego dążyć, możesz jedynie sobie błądzić i nawet jeśli dojdziesz tam gdzie chcesz, to prawdopodobnie nawet tego nie zauważysz. Stąd tak wiele niewykorzystanych możliwości. Czyli planowanie daje kolejny profit…
  • Eliminacja niewykorzystanych sytuacji.
    Dowiesz się w końcu, czego tak naprawdę pragniesz. Po wyznaczeniu najważniejszych celów w każdej sytuacji, w każdym momencie decyzji wystarczy zadać sobie pytanie, czy to mnie przybliży do mojego życiowego celu?… i już wszystko robi się prostsze.
  • Wiesz jak.
    Masz cel, więc łatwiej wyznaczyć sobie trasę. To tak jak z wycieczką w góry. Najpierw wybieramy sobie jaki szczyt chcemy zdobyć. Później bierzemy mapę i wybieramy najbardziej odpowiadający nam szlak.
  • Widok efektów.
    Tworząc plan i listę celów dużo łatwiej nadzorować swoje postępy. Ma się wtedy czarno na białym, co się udało, co nie, co trzeba zrobić, a co zostało już zrobione.
  • Dodatkowy czas.
    Czas to w ogóle zabawna rzecz, nie rzecz. Nie wiadomo tak naprawdę co to naprawdę jest, a zawsze go brakuje, jest ograniczony, a każda chwila jednak nas przybliża do śmierci (ale optymistyczne powiedzonko, prawda?) Dlatego każda minuta, sekunda, nanosekunda staje się niesamowicie cenna i trzeba ją wykorzystać! Dobry plan tylko w tym pomoże. Eliminuje większość niepotrzebnych, nieefektywnych, kradnących czas czynności i wskazuje, co jest naprawdę warte by poświęcić na nie nasze (jakże ważne) nanosekundy.

Zapewne znacie tę przypowieść, ale pozwolę sobie ją przypomnieć tutaj, bo bardzo pasuje mi do tematu:

Pewien stary profesor został zaangażowany, aby przeprowadzić kurs dla grupy dwunastu szefów wielkich koncernów amerykańskich, na temat skutecznego planowania czasu.
     Kurs ten był jednym z pięciu modułów przewidzianych na dzień szkolenia. Stary profesor miał więc do dyspozycji tylko jedną godzinę, by wyłożyć swój przedmiot. Stojąc przed tą elitarną grupą (która była gotowa zanotować wszystko, czego ekspert będzie nauczał), stary profesor popatrzył powoli na każdego z osobna, następnie powiedział: "Przeprowadzimy doświadczenie". Spod biurka, które go oddzielało od studentów, stary profesor wyjął wielki dzban, który postawił delikatnie przed sobą.
     Następnie wyjął kilka kamieni wielkości piłki do tenisa i delikatnie włożył je do dzbana. Gdy dzban był wypełniony po brzegi i niemożliwym było dorzucenie jeszcze jednego kamienia, podniósł wzrok na swoich studentów i zapytał ich: "Czy dzban jest pełen?" Wszyscy odpowiedzieli: "Tak". Poczekał kilka sekund i dodał: "Na pewno?" Następnie pochylił się znowu i wyjął spod biurka naczynie wypełnione żwirem. Delikatnie wysypał żwir na kamienie, po czym potrząsnął lekko dzbanem. Żwir zajął miejsce miedzy kamieniami aż do dna dzbana. Stary profesor znów podniósł wzrok na audytorium i znów zapytał: "Czy dzban jest pełen?"
     Tym razem studenci zaczęli rozumieć. Jeden z nich odpowiedział: "Prawdopodobnie nie". "Dobrze" - odpowiedział stary profesor. Pochylił się jeszcze raz i wyjął spod biurka naczynie z piaskiem. Z uwagą wsypał piasek do dzbana. Piasek zajął wolną przestrzeń miedzy kamieniami i żwirem. Jeszcze raz zapytał: "Czy dzban jest pełen?"
     Tym razem, bez zająknienia studenci odpowiedzieli chórem: "Nie". "Dobrze" - odpowiedział stary profesor. I tak, jak się spodziewali, wziął butelkę wody, która stała na biurku i wypełnił dzban aż po brzegi. Stary profesor podniósł wzrok na grupę studentów i zapytał ich: "Jaką wielką prawdę ukazuje nam to doświadczenie?" Najbardziej odważny z uczniów odpowiedział: "To pokazuje, że nawet jeśli nasz kalendarz jest całkiem zapełniony, jeśli naprawdę chcemy, mażemy dorzucić więcej spotkań, więcej rzeczy do zrobienia". "Nie" - odpowiedział stary profesor - to nie o to chodziło.
     Wielka prawda, którą przedstawia to doświadczenie, jest następująca: jeśli nie włożymy kamieni jako pierwszych do dzbana, później nie będzie to możliwe". Zapanowało głębokie milczenie, każdy uświadomił sobie oczywistość tego stwierdzenia.
     Stary profesor zapytał ich: "Co stanowi kamienie w waszym życiu? Wasze zdrowie? Wasza rodzina? Przyjaciele? Zrealizowanie marzeń? Robienie tego, co jest waszą pasja? Uczenie się? "Odpoczywanie? Dawanie sobie czasu? Albo jeszcze coś innego? Należy zapamiętać, ze najważniejsze jest włożyć swoje KAMIENIE jako pierwsze do życia, w przeciwnym wypadku ryzykujemy przegranie własnego życia. Jeśli damy pierwszeństwo drobiazgom (żwir, piasek), wypełnimy życie drobiazgami i nie będziemy mieć wystarczająco dużo cennego czasu, by poświęcić go na ważne elementy życia.
     Zatem nie zapomnijcie zadać sobie pytania: Co stanowi kamienie w moim życiu? Następnie włóżcie je na początku do waszego dzbana (życia)." 
Przyjacielskim gestem dłoni, stary profesor pozdrowił audytorium i powoli opuścił salę... 

Tak sobie myślę, że planowanie pozwala mi zapełnić kolejne dni tym, co jest najważniejsze nie tylko obiektywnie: Rodzina, zdrowie, przyjaciele, ale też tym, co jest najważniejsze w tej chwili dla mnie. Potem dodaję do planu dnia żwir - to co chcę zrobić, albo co powinnam zrobić. Bez planu czasem nie dam rady wcisnąć do swojego dnia największych kamieni, bo dużo w nim piasku...

 
Co dla Was jest podstawą, dużymi kamieniami? Pamiętajcie, to Wy nadajecie znaczenie.

Pozdrawiam z ołówkiem w ręku - Elwidu

czwartek, 10 listopada 2016

Inka

Już od miesięcy zbieram się, żeby napisać tego posta. Pod koniec sierpnia byłyśmy z Tosią w ...

No właśnie: w Gdańsku, na pogrzebie Inki. Jeśli nie pamiętacie kim była Inka krótkie przypomnienie:

DANUTA SIEDZIKÓWNA (3.09.1928 – 28.08. 1946)
Danuta_Siedzikowna_Sopot2
Danusia Siedzikówna „INKA’  urodziła się 3 września 1928 roku w Guszczewinie, koło Narewki. Jej ojciec Wacław Siedzik w młodości był zesłany na Sybir za działalność patriotyczną. Wrócił do Polski w 1926 r. Był leśniczym. Deportowany przez NKWD w lutym 1940 roku, od 1941 roku żołnierz gen. Władysława Andersa. Zmarł w Teheranie. Matka Eugenia z Tymińskich, należała do siatki terenowej AK. Aresztowana przez Gestapo, po ciężkim śledztwie zamordowana w 1943 r. w lesie pod Białymstokiem.
Jako 15-letnia dziewczyna Danka, wraz ze swoją siostrą Wiesławą, złożyła przysięgę w AK. Odbyła szkolenie sanitarne. Po przejściu frontu podjęła pracę kancelistki w nadleśnictwie Hajnówka. Aresztowana za współpracę z antykomunistycznym podziemiem, uwolniona z konwoju UB przez patrol wileński AK. Została sanitariuszką w oddziałach antykomunistycznej partyzantki. Przybrała pseudonim „Inka”, na pamiątkę szkolnej przyjaźni. Od wiosny 1946 roku służyła w szwadronie 5. Wileńskiej Brygady AK
mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” jako łączniczka i sanitariuszka.
7
W lipcu 1946 roku pojechała do Gdańska po zaopatrzenie medyczne dla oddziału. Tam aresztowana rankiem 20 VII 1946 roku i umieszczona w pawilonie V więzienia w Gdańsku jako więzień specjalny.
Po ciężkim śledztwie 3 VIII 1946 roku skazana na śmierć przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku. Wyrok śmierci na młodą sanitariuszkę był komunistyczną zbrodnią sądową. „Inka” nie uległa namowom obrońcy z urzędu i nie podpisała się pod pismem do Bieruta, „prezydenta” z sowieckiego nadania, o ułaskawienie.
Pismo podpisał obrońca. Bierut nie skorzystał z prawa łaski.
W przesłanym grypsie z więzienia „Inka” napisała:
Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”.
Została rozstrzela 28 VIII 1946 roku o 6.15 strzałem w głowę przez dowódcę plutonu egzekucyjnego, ponieważ żołnierze z plutonu nie chcieli tego zrobić. Według żyjących świadków, ks. Mariana Prusaka i ówczesnego zastępcy naczelnika więzienia w Gdańsku, przed śmiercią „Inka” krzyknęła: „Niech żyje Polska”.
Miejsce pochówku zostało prze UB utajnione. „Inka” ma symboliczny grób na cmentarzu garnizonowym przy ulicy Giełguna w Gdańsku. Ma też tablicę pamiątkową w bazylice NMP w Gdańsku oraz kamienny obelisk w Sopocie, obok pomnika AK.

Tekst pochodzi z broszury przygotowanej przez IPN oddział w Gdańsku, a wydanej przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego.
aaa

W 1991 r. Sąd Wojewódzki w Gdańsku uznał, iż działalność „Inki” i innych żołnierzy V Wileńskiej Brygady AK zmierzała do odzyskania niepodległego bytu Państwa Polskiego.
11 listopada 2006 r. Danuta Siedzikówna została pośmiertnie odznaczona przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta.
Na początku tego roku 2015 IPN znalazł miejsce pochówku i szczątki „Inki” i potwierdziły to badania DNA.
 28 sierpnia 2016r. odbył się pogrzeb Danuty Siedzikówny i Feliksa Selmanowicza, a ich prochy spoczęły na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku. Niesamowita uroczystość, cieszę się, że tam byłam.

Mam problem z wklejeniem linka do spektaklu, ale jeśli wpiszecie w yt Inka 1946, będziecie mogli obejrzeć go. Polecam.  
A teraz zapraszam Was na spacer po Gdańsku...

Pomnik poświęcony obrońcom Poczty Polskiej



Oliwskie organy

Spacer po Starym Mieście, nad Motławą...
















Przed Bazyliką Mariacką - celem tego zdjęcia był symbol Polski Walczącej, nic innego ;)


I wreszcie cmentarz...


Pozdrawiam Was serdecznie, dumna, że nareszcie napisałam tego posta - Elwidu

poniedziałek, 7 listopada 2016

Tak na chwilę...

Rozczytuję się powoli w Andrzeju Pilipiuku. Jakiś czas temu czytałam trylogię "Kuzynki", "Księżniczka"i "Dziedziczki" (co prawda zaczęłam od 2 tomu, ale co tam...). O ile nie lubię powieści fantastycznych, o tyle te do mnie przemówiły.

Wczoraj wieczorem zaczęłam czytać "Carską manierkę" i trafiłam na taką perełkę: "... Przy robocie gadali o czymś, ale echo niosło głównie przerywniki - jeden rzeczownik rodzaju żeńskiego, jeden rodzaju męskiego, a do tego jeden przymiotnik odczasownikowy..." Dla mnie  - bomba! Uśmiałam się po pachy, czego i Wam życzę - Elwidu

sobota, 5 listopada 2016

Szybka kolacja

Zachciało nam się kolacji. Niespodziewanie, nagle i najlepiej już! Na szczęście miałam w lodówce ciasto francuskie. Do tego sos paprykowy domowej roboty, salami/szynka, żółty ser i szynkowe ślimaczki gotowe.
 
 Ciasto francuskie rozwijamy, smarujemy sosem paprykowym lub koncentratem pomidorowym, na to kładziemy plasterki salami/szynki i plastry żółtego sera. Zwijamy wszystko w roladę, kroimy na plastry i układamy na blaszce. Blachę wkładamy do piekarnika nagrzanego do 200*C i pieczemy ok. 15 minut. I gotowe! Smacznego.

Pozdrawiam znowu głodna :) - Elwidu  

środa, 2 listopada 2016

Po ogrodzie chodzi jesień...

No właśnie - jeszcze chciałoby się trochę słonka, babiego lata... Jeszcze nie mogę do końca uwierzyć, że to już ma być późnojesienna pogoda, rano przymrozki, wieczorem zimno w domu... Oczywiście lekarstwo jest na to wszystko - ciepły kocyk, ciepła, pachnąca herbata, ogień w kominku i fantastyczna książka lub film... A teraz proponuję Wam jeszcze jesienny spacer po ogrodzie, z jesienią pod rękę...


















 A jak Wy się ratujecie przed jesiennymi smuteczkami?

Pozdrawiam Was jesiennie - Elwidu