Elwidu

Elwidu

wtorek, 30 września 2014

Niedługo wakacje

Minął czwarty tydzień roku szkolnego, czyli wrzesień mamy za sobą. Ostatnio powiedziałam Kubusiowi, że już za 9 miesięcy wakacje. Popatrzyła na mnie dziwnie - ciekawe o co mu chodziło?  

Mam nadzieję, że macie już opanowany chaos związany z początkiem roku szkolnego: dzieci zapisane na dodatkowe zajęcia, obiady i składki zapłacone, a Rodzina weszła w koleiny wczesnego wstawania i odrabiania lekcji. My postanowiliśmy (komisyjnie: ja i ja) wrócić do rutyny porannej i popołudniowej. W zeszłym roku, żeby usprawnić poranki i ułatwić popołudnia i wieczory, spisaliśmy z Dziećmi co mają zrobić rano przed wyjściem do szkoły, co jest do zrobienia po południu, przed zabawą i oglądaniem TV (z komputera moje Dzieci korzystają w weekendy, chyba, że muszą skorzystać w celach "szkolnych" w trakcie tygodnia) oraz wieczorem przed pójściem spać. Plany dzieci są mocno zbliżone, choć różnią się pewnymi szczegółami.
 A oto i one: 


Generalnie rano Tosia ma dwa punkty więcej, ale zaraz to wytłumaczę. I tak rano dzieci mają zrobić: umyć się, ubrać się, pościelić łóżko, uczesać włosy (tylko u Tosi - ma długie włosy i bardzo nie lubi ich czesać; Kuba nie potrzebuje przypomnienia - a może nie czesze się?), zjeść śniadanie, spakować II śniadanie (Tosia, bo Kubuś nie je II śniadania). Nie jest zapisane, ale dodatkowym punktem programu dla obojga jest umycie zębów.
 
Popołudnia: dopiero teraz zobaczyłam, że Tosia nie ma rozpisanych, tak jak i obowiązków:) Ale i tak wie co ma robić. A wracając do popołudnia: po powrocie ze szkoły (Tosia po pobycie w świetlicy) i chwili odpoczynku - odrabianie lekcji. Ja zwykle w tym czasie przygotowuję lub kończę robić obiad. Sprawdzam Tosi odrobione lekcje, czasem przepytuję Kubusia i siadamy do obiadu. Potem pakowanie się na następny dzień do szkoły i czas wolny - chyba, że są jakieś zajęcia dodatkowe w tym dniu. 

Wieczorem dzieci mają znieść plecaki szkolne na dół i zostawić w "strefie zrzutu" - wyznaczonym do tego celu miejscu, gdzie (raczej) nikt się o nie nie zabije. Robimy kolację ok. 19.00, a o 20.00 dzieci idą na górę do swoich pokoi i mają jeszcze czas na przygotowanie ubrania na następny dzień (raczej tylko Tosia i to nie zawsze), umycie się, pobawienie. Potem zejście do nas po całusa i książka w łóżku przed spaniem (jeśli jest na to czas). Światło u Tosi gasimy o 21.00, u Kuby pół godziny później. Staram się pilnować godzin gaszenia światła, bo niestety rano przy budzeniu widzę, że ktoś poszedł później spać.

Ponieważ rano Tosia miała w zeszłym roku problem z ogarnięciem się, w tym roku postanowiłam, że wprowadzimy "Kartę punktualnych poranków" znalezioną w necie na mamyklendarz.pl. Po zdobyciu 5 naklejek, niekoniecznie w jednym tygodniu, jest nagroda - u nas mała figurka kucyka, długopis lub coś w tym stylu. Naklejka jest przyklejana wtedy, gdy Tosia jest gotowa do wyjścia do szkoły, zanim przychodzi czas na wyjście z domu, czyli odhaczy wszystko, co ma na liście. I powiem Wam, że bardzo nam się Karta sprawdza! Tosia bardzo stara się zdobyć naklejkę, choć oczywiście są dni, gdy to się nie udaje, ale generalnie poranki są łatwiejsze. Jeśli jesteście zainteresowani Kartą podaję link:
http://mamykalendarz.pl/images/dodatki/PDF/karta-punktualne-poranki.pdf 

Kolejnym tematem który wraca z nowym rokiem szkolnym są II śniadania.  Staram się, żeby były one smaczne, ciekawe i żeby nie wracały do domu. Przekonuję się, że zwykła kanapka jest nudna i wraca z Tosią. Tragedii nie ma, bo Tosia je obiady w szkole, ale warto coś przegryźć pomiędzy śniadaniem a obiadem. Nie daję jej do szkoły słodyczy, zresztą wychowawczyni też prosiła o to, więc nie ma gadania. Jeśli coś słodkiego to ciastko lub kawałek czekolady. Niestety, w sklepiku szkolnym słodyczy jest pod dostatkiem, więc czasem zakupy są dokonywane. Zrobiłyśmy z Tosią listę tego, co może się znaleźć w pudełku z II śniadaniem - na co obie się zgadzamy:
  • winogron
  • jabłka
  • śliwki
  • banan
  • mandarynka
  • pomarańcza
  • kiwi
  • melon
  • nektarynka
  • gruszka
  • szaszłyki z ww owoców
  • fasolka szparagowa (ugotowana)
  • ogórek
  • pomidor
  • marchewka (do wypróbowania)
  • zielony groszek (ugotowany)
  • krakersy
  • orzechy (różne)
  • jogurt w tubce
  • mus owocowy
  • małe wafelki ryżowe
  • biszkopty 
  • gofry (do wypróbowania) 
  • makaron kokardki (do wypróbowania)
  • kawałki czekolady
Po trochu próbujemy wprowadzać w życie te propozycje. Niestety, często to, co jednego dnia było pyszne, innego wraca do domu. Przy okazji tygodniowych zakupów staram się pamiętać o zakupach na II śniadania. Czasem zdarza się, że jakimś magicznym sposobem dwa dni po zakupach wszystko znika:) Nikogo za rękę nie złapałam, ale mam swoje podejrzenia - dzieci mówią, że to na pewno kot wyjada przysmaki. Nieustannym źródłem inspiracji śniadaniowych jest dla mnie internet - tutaj link do kilku z nich

Jeśli macie ochotę, poczytajcie o diecie dla bystrzaków
http://w-spodnicy.ofeminin.pl/Tekst/Zdrowie/532371,1,Praca-mozgu--dieta-a-praca-mozgu.html

Wcześniej pisałam, że Tosia chce dostawać z II śniadaniem liściki ode mnie. Bardzo mnie to cieszy, choć rano nie zawsze jest łatwo wymyślić coś na teraz. Wzięłam się więc na sposób i spisałam sobie trochę na zapas. Ponadto liścik staram się przygotować wieczorem, a rano tylko włożyć do pudełka. Generalnie wszystko co może bez szkody spędzić noc w pudełku na II śniadanie przygotowuję wieczorem, bo rano czas pędzi z kosmiczną prędkością! Podaję Wam listę pomysłów moich i inspiracji z netu, może komuś się przyda:
  •  sprawiasz, że jestem szczęśliwa
  • pamiętaj, jak bardzo kocham Cię dzisiaj
  • jesteś słodka
  • myślę, że jesteś niesamowita
  • uśmiechnij się! Kocham Cię!
  • jesteś kimś wyjątkowym
  • jesteś bardzo mądra
  • każdego dnia kocham Cię bardziej
  • całuski
  • miłego dnia
  • czy już Ci mówiłam jaka jesteś świetna?
  • jesteś moim słoneczkiem
  • życzę Ci fantastycznego, radosnego, niesamowitego dnia
  • jestem Twoją największą fanką
  • myślę o Tobie
  • myślę o Tobie i mam nadzieję, że masz świetny dzień
  • wierzę w Ciebie
  • dziś kocham Cię bardziej niż wczoraj
  • myślę, że jesteś świetna
  • jestem z Ciebie dumna
  • świetnie dziś wyglądasz
  • powodzenia
  • pracuj ciężko
  • spraw, żeby dzisiejszy dzień był świetny
  • właśnie o Tobie myślę
  • witaj, Słoneczko
  • kochamy Cię
  • jesteś światłem mojego życia
  • nigdy się nie poddawaj
  • kocham cię bardziej niż ciasteczka 
  • kocham Cię bardzo, bardzo, bardzo...
  • jesteś dla mnie kimś wyjątkowym
  • dziś jest Twój szczęśliwy dzień! Czuję to!
  • ktoś myśli o Tobie właśnie teraz
  • uśmiechnij się! Tak, do Ciebie mówię!
  • wszystko będzie dobrze
  • cześć, Piękna!
  • jesteś moim Numerem 1
  • masz piękny uśmiech
  • dziś jest Dzień Uśmiechu
  • wierzę w Ciebie
  • jesteś jedyna w swoim rodzaju. Nie ma nikogo takiego jak Ty
  • jesteś dla mnie błogosławieństwem
  • bez Ciebie wszystko jest inne
  • świetna robota!
  • dziękuję Ci za to, że jesteś
  • jesteś wspaniałą Córeczką
  • podejmujesz dobre decyzje
  • możesz być z siebie dumna
Jeśli macie jakieś jeszcze propozycje - podzielcie się nimi w komentarzach, stworzymy bazę liścików ;) Ja swoje liściki piszę na karteczkach samoprzylepnych, choć wcale nie chcą się trzymać pudełka. Zgromadziłam mini kolekcję karteczek i codziennie zmieniam je:



Jest trochę zabawy z przygotowywaniem II śniadania w ten sposób, ale nagrodą dla mnie jest gdy Tosia podgląda przed włożeniem do plecaka co dostała w pudełku, ale tak, żeby nie przeczytać karteczki, bo to dopiero w szkole...

A jakie Wy macie pomysły i patenty na ułatwienie sobie i dzieciom poranków i wieczorów? Jak i co pakujecie na II śniadania? Zróbmy pogotowie śniadaniowe!

Doczytaliście do końca? Gratuluję cierpliwości!!!

Dziś jest Twój szczęśliwy dzień! Czuję to!!!

Pozdrawiam, Elwidu

niedziela, 28 września 2014

Recykling koszulki

Bodajże w pierwszym poście napisałam, że Koleżanka nazwała mnie mistrzem recyklingu. Do mojej wyobraźni po prostu bardzo mocno przemawiają hałdy śmieci na wysypiskach. Zdarzyło mi się kilka razy przejechać obok takiego wysypiska - masakra. Postanowiłam więc ruszyć głową i chcę się z Wam podzielić efektami tej czynności:


Słynne już rękawy - to nic innego jak obcięte: (od lewej) bawełniane rajstopy, nogawki leginsów Tosi i rękawy elastycznych bluzek. Myślę, że dziecięce rajstopy w kolorowe wzorki mogą dać świetny efekt. Noszę je w zimne dni do bluzek z krótkim rękawem lub do bluzek z szerokimi rękawami (pod spód). Robiąc przegląd garderoby po sezonie, nie mogę się oprzeć patrzeniu na rzeczy które już mi się znudziły albo są trochę zniszczone, w sposób recyklingowy, to znaczy zastanawiając się, jak im dać nowe życie. 
 

 Tak też wpadłam na pomysł wykorzystania dołów bluzek. Koleżanka z pracy pokazała mi kupiony pas ogrzewający nerki - ja zobaczyłam w nim po prostu dół bluzki. Zakłada się go pod sweter, bluzkę, czy co tam akurat chcemy założyć. Zaczyna się pod biustem, a kończy gdzieś na biodrach lub niżej/wyżej (co kto lubi). Może być go widać lub można go wpuścić w spodnie, ale mnie się podoba taki wystający spod bluzki - sprawia wrażenie ubrania na cebulkę. Myślę, że dodatkowo sam brzeg można urozmaicić, np. przeszyciem lub haftem, wtedy jest przy okazji ozdobą. Małgosi pas jest dwustronny - ja chcę zszyć dwa doły od bluzek w różnych kolorach, wzorach - mam wtedy grubszy pas i wybór strony na którą go założę. Zasada jest taka, że ma się trzymać i nie opadać w rulonie na biodra. Myślałam o wszyciu gumki u góry, ale wystarczy tylko trochę zwęzić obcięty dół bluzki. Ponieważ u mnie w pracy jest upiornie zimno dopóki nie zaczną grzać kaloryfery, więc pomysł jest idealny na teraz - lubię mieć zabezpieczone "tyły", czyli okolice nerek - nawet jak jest gorąco w nocy, śpię przykryta w pasie kołdrą:) Wykorzystując doły różnych bluzek można mieć dużo fajnych "wystawaczy".


I inny pomysł na wykorzystanie dołu tshirta - zamotka. gdy zobaczyłam tutka w necie od razu pomyślałam: "Ciekawe czy to naprawdę tak wygląda". I zrobiłam. I nawet raz założyłam:) Czy zrobię tego więcej? Wątpię. Znacznie bardziej podoba mi się pas na nery. Ale to tylko moje zdanie... Jeśli ktoś jest zainteresowany zrobieniem czegoś takiego podaję link do tutka:
A jakie Wy macie pomysły na ponowne wykorzystanie ubrań? 

Życząc wielu pomysłów recyklingowych pozdrawiam serdecznie - Elwidu

czwartek, 25 września 2014

Dłubię, bo lubię

Całkiem niedawno temu i wcale nie tak daleko stąd, pewna Przemiła Osóbka (to o Tobie, Kasiu!) zaraziła mnie miłością do robienia biżuterii. I choć miłość moja nie jest poparta ciężką pracą, więc trudno o spektakularne sukcesy, to od czasu do czasu coś tam dłubię. Jak już napisałam: nie robię tego zbyt często i praktykę mam mizerną, to jednak na moje potrzeby wystarczy. Choć oczywiście coś co wygląda w necie na proste,okazuje się nie takie do końca proste... 
Tak było z tymi kolczykami - gdy je zobaczyłam, wiedziałam, że muszę takie mieć!!! Stwierdziłam, że nawet dla mnie to nie Rysy i spokojnie sobie poradzę. Tymczasem okazało się, że bardzo ważna jest wielkość wygiętych kółeczek, ba, nawet milimetrowe przegięcie w którąś stronę powoduje, że kolczyki zupełnie inaczej się układają. Dostałam trochę po nosie i pokornie chylę czoła przed Tobą, Kasiu! Żałuję, że nie zdążyłam się więcej od Ciebie nauczyć...

 
Ten komplet powstawał gdy kupiłam łańcuszki i kombinowałam co z nimi można zrobić. Łańcuszki kupiłam w sklepie stacjonarnym i muszę powiedzieć, że zdrowo przepłaciłam, ale musiałam je mieć już, natychmiast! Chciałam, żeby koraliki były na trochę dłuższych szpilkach i tańczyły przy każdym ruchu i podoba mi się efekt, jaki osiągnęłam.

Różowo-biały komplet zrobiłam z potrzeby chwili. Pewnego dnia w lecie, szykując sobie ubranie do pracy, stwierdziłam, że (oprócz tego, że oczywiście nie mam co na siebie włożyć;)) nie mam biżuterii pasującej. Wieczór więc należał do koralików, a Rodzina dostała informację: "Mamę dopadła wena! Nie przeszkadzać!" I rano zadowolona poszłam do pracy...


To pierwsze moje dzieło z zakresu biżuterii. Proste do granic możliwości, ale kolor cudny! Szykuję się do zrobienia sobie "jakiejś" bransoletki do tych kolczyków. Wymyśliłam, że będzie to jeden koralik i... no właśnie, macie jakieś pomysły na resztę bransoletki?

Robiąc zakupy w necie zobaczyłam tego aniołka i nie było mowy, żeby nie trafił do mnie. Wisi sobie przy bransoletce razem z doczepionymi koralikami, ale koraliki muszę zmienić - mają za długie szpilki. I w ogóle mam wrażenie, że czegoś temu kompletowi brakuje. Tylko czego?

I drugie pierwsze kolczyki. Znowu proste - kostki z masy fimo dostałam jako gratis w sklepie internetowym. Stwierdziłam, że same w sobie są ozdobne i nie będę ich przeładowywać dodatkami. 

Podsumowując: robienie biżuterii jest fascynujące, ale nie takie proste. Dobrze mieć koło siebie Dobrą Duszkę, która podpowie pewne rozwiązania techniczne. No i zostaje jeszcze internet i filmiki. Ale przyjemniej uczyć się od Przyjaciółki :o) Przede mną jeszcze dużo nauki, ale już się na nią cieszę...

Pozdrawiam obwieszona błyskotkami, Elwidu 

wtorek, 23 września 2014

Trupy w szafie

To nie będzie post kryminalny :) Przynajmniej mam taką nadzieję... Chyba, że załamię się, gdy zobaczę ile mam trupów i coś sobie zrobię... No właśnie - trupy w szafie, czyli robótki rozpoczęte i... no cóż, nabierające mocy w szafie. Czasem kilka miesięcy, czasem rok lub kilka lat. Mam wrażenie, że mi najgorzej jest wrócić do rzeczy, którym mało brakuje do końca. Zastanawiałam się, co powoduje to, że te robótki trafiają w odstawkę? Doszłam do wniosku, że chyba nie do końca mi się one podobają, choć z drugiej strony Tilda mi się podoba... Hmmm, nie wiem dlaczego tak się dzieje. Macie jakieś swoje przemyślenia? Chętnie o tym przeczytam w komentarzach. No dobra, czas na wyznanie...


 

Poszewki na poduszki z napisem Tosia - każda litera na osobnej poduszce. Wymierzone poduszki, wyszyte litery i tylko zszyć...


Literki tworzące imię TOSIA - długo wybierałam materiały na litery, zszywałam, wypychałam... Miały zawisnąć na wstążce na drzwiach Córki. Leżą w szufladzie już półtora roku...




Króliki Tildy - jednemu brakuje tylko spodni lub spódnicy i kapelusza. Drugi jest narysowany, przeszyty - wystarczy wyciąć, wypchać i połączyć w całość...


Dwie torebeczki z jeansu - skrojone tuż po napisaniu postu o starych jeansach. Jedna z nich ma być na moją mp3 i słuchawki. Czekają na lepsze czasy...


Dwa breloczki do kluczy - aby tknąć i będą gotowe... Jak wszystko :)


Obrus szydełkowy - o tych obrusach napiszę oddzielnego posta, bo mam do nich specyficzne podejście - ten czeka już dłuuuuugo! Zaczęłam, zrobiłam 5 rzędów, odłożyłam, po roku wróciłam i dorobiłam do tego momentu. Robi się go baaaardzo powoli, bo niteczka cienka, oj, cienka... Ale jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć Z.



Kółka materiałowe sztuk 18. Miała (ma?) powstać z tego broszka i pewnie jeszcze zostanie. Jedno kółko już nawet złożyłam na pół...



Kołderka dla lalki - ambitna próba pikowania, pierwsza i jedyna. Brakuje lamówek na brzegach. Zaczęta dość dawno, gdy jeszcze Tonia bawiła się lalkami i kołderkami.





Biscornu i obrazek - ile zrobione każdy widzi. Ech...

Ponieważ chciałam, żeby te zapiski pełniły rolę motywatorów, więc mam nadzieję, że moja publiczna spowiedź z zaprzestanych robótek zmobilizuje mnie do działania. Jeśli coś się zmieni - czyli trup ożyje - dam znać. A jak jest u Was: macie swoje trupy w szafie?

Pozdrawiam Was z głową w szafie, Elwidu

sobota, 13 września 2014

Domowy pyszny jogurt



Sezon owocowy trwa, więc sezon na jogurt z owocami też. U nas w domu niesłabnącą popularnością cieszy się jogurt naturalny z owocami. Pochłaniamy tego spore ilości (2-3 kubeczki 400g) dziennie. I szczerze mówiąc zakup takich ilości jogurtu trochę mnie przeraził: po pierwsze – dość drogo; po drugie – produkujemy góry śmieci (kubeczki po jogurcie). I wtedy doznałam oświecenia: przecież będąc na studiach robiłam sobie jogurt naturalny! Mieszkałam na stancji z Ewą i z Gosią i chyba Ewa nauczyła mnie robić ten jogurt. Przy okazji przygotowywania dzisiejszego śniadania postanowiłam napisać Wam jak ja to robię. Ostatnio w jednej z nielicznych gazet, które czytam – Weranda country – przeczytałam artykuł również na ten temat. Tyle, że tam jest mowa o zakupie bakterii do jogurtu, a ja mam inny sposób.

Do zrobienia domowego jogurtu potrzebuję:
  

  • 2 litry mleka w worku – ja biorę od razu dwa, żeby nie robić co drugi dzień
  • Kubeczek 400g jogurtu dowolnej firmy – zaraz napiszę o swoich doświadczeniach
  • Garnek
  • Dzbanek (plastikowy, gliniany, kamionkowy lub szklany) lub słoik – coś co nie jest metalowe, żeby nie reagowało z kwasami, które powstają podczas fermentacji
  • Trochę czasu i dobrych myśli

Mleko zagotowuję i odstawiam do ostygnięcia. Gdy ma temperaturę pokojową (sprawdzam wkładając palec do mleka) dodaję jogurt z kubeczka i mieszam. Przelewam do dzbanka lub słoika, zakrywam ściereczką i odstawiam w ciepłe miejsce – u mnie zwykle blat w kuchni. Po dobie lub dwóch jogurt jest gotowy. 


tutaj już tylko część przygotowanego jogurtu, reszta "zeszła"






Miałam napisać jeszcze o moich doświadczeniach z jogurtami. Zwykle robiłam z jogurtu Bakoma 0%. Wychodził kwaskowaty i dość lejący. Ostatnio zrobiłam z jogurtu  Tesco i wyszedł mi kremowy i łagodny. Dla mnie aż za łagodny, więc jeśli mam akurat pod ręką kefir, to dodaję go trochę, wtedy smak mi bardziej odpowiada. 

 A teraz pokażę Wam jak robiłam moje śniadanie. 



Wybrałam bazę owocową: mango, banan i maliny – banan i maliny to u nas standard – odpowiada nam to połączenie. Dziś dodatkiem było mango, bo akurat to miałam w domu. Zostawia ono jednak włókna, więc trzeba je naprawdę lubić. Ponieważ muszę ograniczyć cukry w jedzeniu, dlatego mango jest tylko trochę. Z myślą o jogurtach pomroziłam w tym roku maliny, truskawki i borówkę amerykańską, żeby mieć zapas na zimę.
 


Do przygotowania owoców używam miksera z końcówka blendującą. Miałam kupić sobie blender, ale doszłam do wniosku, że nie ma co mnożyć bytów. 





Po zblendowaniu owoców dodaję jogurt i mieszam. Proporcje jakie kto lubi. Niektórzy dosładzają jeszcze to miodem, ale nawet moje dzieci, które bardzo lubią wszystko co bardzo słodkie, poprzestają na słodyczy z owoców. Jeśli jogurt wychodzi za bardzo kremowy lub mdły – dodaję kefiru, mleka, maślanki. Generalnie co kto chce i lubi. Warto poeksperymentować i znaleźć swój ulubiony smak.

Życzę miłego eksperymentowania, Elwidu

PS: ponieważ sezon przetworowy w pełni pokażę Wam co się zadziało z pomidorem na moim oknie kuchennym: zaczął rosnąć pomidor (roślinka) w środku pomidora (owocu)!!!





środa, 10 września 2014

Moje stare jeansy



Oczarowuje mnie jeans. I to nie taki nowy, ale z odzysku, czyli ze starych spodni, które jakoś zmalały:) Jakoś mam opory przed wyrzucaniem materiałów, które można jeszcze wykorzystać. Jak to powiedziała kiedyś moja Koleżanka Anżela, gdy zrobiłam sobie rękawy do bluzek z krótkim rękawem z bawełnianych rajstop;) – jestem mistrzynią recyklingu. I choć nie jest to do końca prawdą, bo wiele osób jest lepszych ode mnie, to jest w tym trochę prawdy: lubię wykorzystywać powtórnie materiały. A że jeszcze bardzo lubię jeans, więc sprawa jest prosta. W necie też jest dużo inspiracji na ten temat, więc czerpię pełnymi garściami. 
 

Na pierwszy ogień poszła torebka. Uszyta pod wpływem nagłej potrzeby schowania książek Tosi w drodze na dodatkowy angielski. Potem powstało jeszcze kilka podobnych, jako prezenty dla Pewnych Dziewczynek (niestety, pojechały bez obfotografowania). Torebka jest prosta, z uchami do założenia na ramię lub do trzymania w ręce, w środku kieszonki z materiału podszewkowego, a na zewnątrz kieszonki ze spodni plus kwiatek szydełkowy i guzik.






 Druga torebka to dzieło, które powstało na zasadzie: „ciekawe czy tak naprawdę się da”. Nie wiem czy wszyscy, ale ja mam tak, że jak widzę coś co mnie zaciekawi w necie czy na żywo, a jeszcze jeśli do tego jest tutorial, to zaczynam kombinować i parę rzeczy w swoim życiu zrobiłam tylko po to, żeby sprawdzić, czy tak się da. Przy czym niekoniecznie musiało mi się to bardzo podobać;) Tak było też z tą torebką – spodobał mi się tutorial i postanowiłam ją uszyć. Od kilku miesięcy leżała sobie cichutko, aż wreszcie przy okazji pisania tego posta, robienia zdjęć, wyciągnęłam ją na światło dzienne i … tadam… dziś miała premierę. Nie jest jakaś specjalna, powinna mieć guzik, jak w oryginale, bo pokazuje całą swoją zawartość (i może kiedyś się go doczeka), ale jest pojemna i sporo można do niej włożyć.



Trzecia torebka (czy już pisałam, że lubię kupować, szyć i nosić torebki?) powstała dziś. Od dawna w mojej wyobraźni była gotowa, a dziś stwierdziłam, że nie ma co odkładać stworzenia czegoś tak prostego na kiedyś, bo „kiedyś” jest bardzo daleko. Tym sposobem od rana wzięłam się za szycie i oto jest. Trudno nie zauważyć na niej flagi brytyjskiej. Już się z tego tłumaczę: po pierwsze – baaardzo lubię kolory czerwony, biały i niebieski (czy zwróciliście uwagę, że trylogia Kieślowskiego jest pod takimi tytułami? Francuskiej flagi? Uwielbiam te filmy!!!) i zestawienia tych kolorów. Po drugie – bardzo lubię Wielką Brytanię. Torebka celowo wygląda jakby nie była skończona, tak jak uważam, że moja przygoda z tym państwem nie jest jeszcze skończona. Nie podoba mi się jedynie ucho w tej torbie, będę musiała je jeszcze dopracować.



 I jeszcze kilka drobiazgów:



brelok do kluczy – może wreszcie nie będą się znajdowały w ostatniej przeszukiwanej kieszonce




kosmetyczki – na drobiazgi w torebce, środki higieniczne czy kosmetyki - tej z koronką brakuje jakiegoś zamknięcia



i torebka na ładujący się telefon – mam dość przekładania ładującego się telefonu z miejsca na miejsce. Teraz ten problem powinien się skończyć.

I żeby się jeszcze zmotywować do pracy, napiszę, że mam wykrojone dwie kosmetyczki, wystarczy zszyć. Postaram się niedługo pokazać efekty…

Pozdrawiam Was środowo, Elwidu 

PS: zwróciliście uwagę na jakość zdjęć? Są beznadziejne, wiem, ale staram się jak mogę... Zapraszam do pisania komentarzy, nawet na temat jakości zdjęć:)