Elwidu

Elwidu

niedziela, 23 października 2016

Wpadłam

No i niestety wpadłam. Wpadłam w pułapkę planowania, a raczej trudno to nazwać planowaniem... Chwaliłam się Wam jak to pracowicie spędzę urlop? Chwaliłam. To teraz muszę się przyznać do porażki, no, może kolejnej nauczki. Widzieliście te litanie do ogarnięcia każdego w zasadzie dnia? Otóż okazało się, że TO ZA DUŻO! I tym sposobem wpadłam w pułapkę tego, że moja "lista rzeczy do zrobienia" przekształciła się w "listę życzeń", listę tego, co uważam, że powinno być zrobione, a na co nie miałam czasu do tej pory, a może po prostu mi się nie chciało? Planując dzień nie brałam pod uwagę ile czasu zajmie mi dana czynność, a może inaczej - zakładałam, że każdego dnia będę wypoczęta, w dobrym humorze, nie zadzieje się nic niezaplanowanego, będę działać na 100% i będzie mi się bardzo CHCIAŁO. Nie wzięłam pod uwagę, że skoro jednego dnia mam zaplanowane szorowanie szczotką ryżową gorącej beczki i sprzątanie na dole w pensjonacie, to następnego dnia będę po prostu miała koszmarne zakwasy i zwyczajnie szczytem moich marzeń będzie dzień pod kocem, z herbatą i książką. A okazało się, że tak jest! 
Nie na darmo w planowaniu swojego czasu wiele mówi się o nadawaniu rangi działaniom, o priorytetach. Łatwo się o tym mówi, natomiast wiąże się to z podejmowaniem (nieraz trudnych) decyzji: co jest dla mnie ważne? Co naprawdę MUSZĘ zrobić? Co sprawi, że ten dzień będę uważała za udany? Czasami wymaga to po prostu przyznania, że najważniejsze jest to, co muszę, a nie to, co chcę robić. To, że zaplanuję sobie 101 czynności do wykonania, rzeczy do załatwienia w ciągu dnia, nie sprawi, że doba magicznie rozciągnie się do 30 godzin. Doba ma 24 godziny, musimy brać pod uwagę czas na sen i odpoczynek i do tego dostosować nasze plany, a nie dobę dostosowywać do naszych planów. A szkoda ;) Zapisanie tych 101 rzeczy do zrobienia codziennie, będzie miało taki skutek, że większość dni będziemy kończyć z niewykonanymi działaniami, co (przynajmniej mnie) bardzo zniechęca do planowania i działania kolejnego dnia. Owszem, jeden lub dwa dni można się spiąć i wykonać te 101 rzeczy, nawet kosztem snu, ale czy warto? Na ile ważne jest dla mnie np. przetarcie wszystkich drzwi w domu, żeby z niewykonania tego zadania mieć wyrzuty sumienia? Czy nie lepiej zaplanować mniej, a zrobić (ewentualnie) więcej? Tak naprawdę planując swój dzień po brzegi, skazujemy się sami na porażkę, bo zwykle pojawia się coś niezaplanowanego i burzy plan. I wtedy albo wściekamy się na otoczenie, albo na siebie, albo wyciągamy wnioski i zaczynamy inaczej patrzeć na planowanie.
Jedna z dziewczyn zaproponowała taki sposób: nadać ważność zaplanowanym działaniom po trzy. Czyli najpierw wybieram trzy działania, które są dla mnie tego dnia najważniejsze, które muszę zrealizować. Potem z reszty zaplanowanych działań wybieram kolejne trzy, drugie pod względem ważności, potem kolejne trzy itd., działania z coraz mniejszą ważnością. Daje to możliwość skupienia się tylko na  trzech kolejnych rzeczach, bez myślenia o tym, ile jest jeszcze do zrobienia. Gdy wykonacie rzeczy z pierwszej trójki, przechodzicie do tych z drugiej itd. Planowanie w ten sposób może nie pozwoli zrobić więcej w ciągu dnia, ale pozwoli zrobić to, co ważne dla nas. I jeszcze jedno: nikt Wam nie powie, co jest dla Was najważniejsze. Najlepiej wiecie o tym Wy sami.

Czyli moi drodzy: kartki i ołówki w dłoń i odpowiadamy sobie na pytanie: gdybym była w stanie zrobić tylko trzy rzeczy przed pójściem spać, co by to było? A gdyby okazało się, że mogę zrobić jeszcze trzy następne rzeczy, to jakie byłyby one? Zapisaliście już? No to do działania!!!

Pozdrawiam Was planowo - Elwidu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz