Za oknem pogoda piękna: świeży śnieżek, a ja w fotelu przed kominkiem, z gorącą herbatką... I tylko przeziębienie nieco psuje ten sielski obrazek :) Ale właśnie takie dni lubię: trochę popracowałam fizycznie, a teraz spotykam się z Wami w tak miłych okolicznościach przyrody...
To teraz może o tym, co mi nie wychodzi. No nie wychodzi mi chleb na zakwasie! Jak już pisałam tutaj - kilka zakwasów straciłam, ale Mój Ulubiony Kolega podzielił się ze mną przepisem nie tylko na chleb, ale też na zakwas. Pozwolę sobie zacytować Jego maila, bo bardzo mi się podoba sposób pisania Artura. Mam nadzieję, że dostanę łagodny wyrok :)
"Zakwas jest trywialnie prosty :-)
Będzie potrzebny słoik litrowy, mąka żytnia, kubek, pół czekolady i woda.
Do słoika wsypujemy pół kubka mąki. Mąka z jak najwyższym numerkiem (najlepiej 2000), ale może być każda inna. Wlewamy pół kubka wody, niechlorowanej. Wszystko rozbełtać aż powstanie paćka. Słoik postawić w spokojnym miejscu i przykryć gazą albo ściereczką. Tak radzą wszyscy, ja tam się nie bawię w takie ściereczki i zwyczajnie przykrywam słoik nakrętką. Grunt żeby nie zakręcać, ma być dostęp powietrza. Zostawiamy to na dobę.
Następnego dnia dodać pół kubka mąki i pół kubka wody. Zamieszać i zostawić.
Kolejnego dnia znów mąka+woda. Paćka powinna się już delikatnie pienić.
Kolejnego dnia znów mąka i woda.
I tak codziennie. Po kilku dniach zacznie rosnąć. Jak zacznie wyłazić ze słoika to wystarczy zamieszać a wtedy opadnie. Po tygodniu zakwas gotowy. Wygląd może być różny - ciemny albo jasny. Pachnie różnie, mi kojarzy się z mokrym młynem na wsi. Najważniejsze aby pienił się i rósł. Konsystencja powinna być śmietany. Jak tak, to można zjeść czekoladę :-)
==============================
Teraz chleb:
- kubek (taki na herbatę) zakwasu
- kubek wody
- łyżka soli
- dwie łyżki cukru albo miodu
- 300g mąki żytniej
Całość wrzucam do robota mieszającego i miesza się 10 minut. Potem wrzucam co mam pod ręką - słonecznik, dynię, sezam, siemię lniane, tak łącznie kubek dodatków. I mieszam dalsze 5 minut.
Według receptur powinno się potem wyjąć i przekładać parę razy. Ja się nie cackam i co jakieś pół godziny na kilka minut włączam robota by przemielił ciasto.
Po 2-3 godzinach ciasto wykładam do naczynia żaroodpornego (to się chyba keksówka nazywa) wyłożonego papierem do pieczenia. Wypełnia się tak do 2/3 - 3/4 naczynia. Podsypuję na wierzchu słonecznikiem lub dynią, przykrywam ściereczką i zostawiam.
Po jakichś 2-3-4 godzinach ciasto zacznie wyłazić z naczynia.
Najważniejsze to nie trzymać za długo, bo jak zacznie opadać to może oklapnąć.
Piekarnik rozgrzewam do 230C, wkładam chleb i piekę 15min. Potem zmniejszam do 180C i piekę 45min. Po godzinie wyciągam - i gotowe!
Uwagi praktyczne:
- z każdej mąki zakwas wychodzi.
- proporcje robię "na oko". Chleb wychodzi na każdych :-)
- można zamiast 300g mąki żytniej dawać kombinacje pszenna+żytnia, byleby łącznie wychodziło 300g.
- rośnięcia ciasta bywa różne. Raz mi wyrosło w 1h, a raz chyba 20h. Generalnie dobrze jak wyrośnie do 4h, bo potem będzie gorzkawe albo oklapnięte.
- dowolność składników wysoka. Zamiast wody dawałem mleko, kefir, wino albo piwo. Rośnie na wszystkim :-) Zamiast słonecznika może być kminek, żurawina, sprawdza się wszystko.
==============
Z zakwasem potem robię tak: to co w słoiku zostanie (bo cześć zużywasz na pieczenie) zasypuję mąką i dolewam wody, mieszam żeby znów otrzymać paćkę i wstawiam słoik z nakrętką do lodówki. W lodówce w chłodzie może stać chyba nawet miesiąc.
Na parę godzin przed robieniem chleba wyjmuję słoik, dosypuję tak na oko pół szklanki mąki, dolewam wody i mieszam, żeby zakwas się rozbudził. Kubek zakwasu potem daję do ciasta, to co zostanie rozbełtuję z nową mąką i wodą, do lodówki i tak w kółko. Dzięki temu zawsze mam jakieś 1/4 słoika z mieszanką."
Przepis genialnie prosty. Zrobiłam zakwas i nawet mi wyszedł. I to by było na tyle, jeśli chodzi o sukcesy. A nie, przepraszam, jeszcze wyrosło mi ciasto podczas mieszania mikserem. Chleb piekłam dwa razy, za każdym razem wychodził mi klejący i mokry w środku. Oczywiście problemów szukam w swoim działaniu, bo przepis sprawdzony. I tak za pierwszym razem wszystko było super, dopóki nie okazało się po przełożeniu chleba do blaszki, że jest już godzina 23.00. A on jeszcze powinien rosnąć w blaszce! Przez krótką chwilę rozważałam nastawienie budzika na 2.00, ale spojrzenie rzucone przez Pana Męża uświadomiło mi, że i tak nie wstanę, więc postanowiła, że pozwolę chlebkowi porządnie wyrosnąć do rana... Rano, jak się pewnie domyślacie, było już po wszystkim - chlebek ładnie wyrósł (co było widać na brzegach blaszki), ale zdążył opaść :( Pomimo tego wstawiłam i upiekłam. Ba, nawet zjadłam ten chlebek. Zły nie był, ale to nie to...
"Zakwas jest trywialnie prosty :-)
Będzie potrzebny słoik litrowy, mąka żytnia, kubek, pół czekolady i woda.
Do słoika wsypujemy pół kubka mąki. Mąka z jak najwyższym numerkiem (najlepiej 2000), ale może być każda inna. Wlewamy pół kubka wody, niechlorowanej. Wszystko rozbełtać aż powstanie paćka. Słoik postawić w spokojnym miejscu i przykryć gazą albo ściereczką. Tak radzą wszyscy, ja tam się nie bawię w takie ściereczki i zwyczajnie przykrywam słoik nakrętką. Grunt żeby nie zakręcać, ma być dostęp powietrza. Zostawiamy to na dobę.
Następnego dnia dodać pół kubka mąki i pół kubka wody. Zamieszać i zostawić.
Kolejnego dnia znów mąka+woda. Paćka powinna się już delikatnie pienić.
Kolejnego dnia znów mąka i woda.
I tak codziennie. Po kilku dniach zacznie rosnąć. Jak zacznie wyłazić ze słoika to wystarczy zamieszać a wtedy opadnie. Po tygodniu zakwas gotowy. Wygląd może być różny - ciemny albo jasny. Pachnie różnie, mi kojarzy się z mokrym młynem na wsi. Najważniejsze aby pienił się i rósł. Konsystencja powinna być śmietany. Jak tak, to można zjeść czekoladę :-)
==============================
Teraz chleb:
- kubek (taki na herbatę) zakwasu
- kubek wody
- łyżka soli
- dwie łyżki cukru albo miodu
- 300g mąki żytniej
Całość wrzucam do robota mieszającego i miesza się 10 minut. Potem wrzucam co mam pod ręką - słonecznik, dynię, sezam, siemię lniane, tak łącznie kubek dodatków. I mieszam dalsze 5 minut.
Według receptur powinno się potem wyjąć i przekładać parę razy. Ja się nie cackam i co jakieś pół godziny na kilka minut włączam robota by przemielił ciasto.
Po 2-3 godzinach ciasto wykładam do naczynia żaroodpornego (to się chyba keksówka nazywa) wyłożonego papierem do pieczenia. Wypełnia się tak do 2/3 - 3/4 naczynia. Podsypuję na wierzchu słonecznikiem lub dynią, przykrywam ściereczką i zostawiam.
Po jakichś 2-3-4 godzinach ciasto zacznie wyłazić z naczynia.
Najważniejsze to nie trzymać za długo, bo jak zacznie opadać to może oklapnąć.
Piekarnik rozgrzewam do 230C, wkładam chleb i piekę 15min. Potem zmniejszam do 180C i piekę 45min. Po godzinie wyciągam - i gotowe!
Uwagi praktyczne:
- z każdej mąki zakwas wychodzi.
- proporcje robię "na oko". Chleb wychodzi na każdych :-)
- można zamiast 300g mąki żytniej dawać kombinacje pszenna+żytnia, byleby łącznie wychodziło 300g.
- rośnięcia ciasta bywa różne. Raz mi wyrosło w 1h, a raz chyba 20h. Generalnie dobrze jak wyrośnie do 4h, bo potem będzie gorzkawe albo oklapnięte.
- dowolność składników wysoka. Zamiast wody dawałem mleko, kefir, wino albo piwo. Rośnie na wszystkim :-) Zamiast słonecznika może być kminek, żurawina, sprawdza się wszystko.
==============
Z zakwasem potem robię tak: to co w słoiku zostanie (bo cześć zużywasz na pieczenie) zasypuję mąką i dolewam wody, mieszam żeby znów otrzymać paćkę i wstawiam słoik z nakrętką do lodówki. W lodówce w chłodzie może stać chyba nawet miesiąc.
Na parę godzin przed robieniem chleba wyjmuję słoik, dosypuję tak na oko pół szklanki mąki, dolewam wody i mieszam, żeby zakwas się rozbudził. Kubek zakwasu potem daję do ciasta, to co zostanie rozbełtuję z nową mąką i wodą, do lodówki i tak w kółko. Dzięki temu zawsze mam jakieś 1/4 słoika z mieszanką."
Przepis genialnie prosty. Zrobiłam zakwas i nawet mi wyszedł. I to by było na tyle, jeśli chodzi o sukcesy. A nie, przepraszam, jeszcze wyrosło mi ciasto podczas mieszania mikserem. Chleb piekłam dwa razy, za każdym razem wychodził mi klejący i mokry w środku. Oczywiście problemów szukam w swoim działaniu, bo przepis sprawdzony. I tak za pierwszym razem wszystko było super, dopóki nie okazało się po przełożeniu chleba do blaszki, że jest już godzina 23.00. A on jeszcze powinien rosnąć w blaszce! Przez krótką chwilę rozważałam nastawienie budzika na 2.00, ale spojrzenie rzucone przez Pana Męża uświadomiło mi, że i tak nie wstanę, więc postanowiła, że pozwolę chlebkowi porządnie wyrosnąć do rana... Rano, jak się pewnie domyślacie, było już po wszystkim - chlebek ładnie wyrósł (co było widać na brzegach blaszki), ale zdążył opaść :( Pomimo tego wstawiłam i upiekłam. Ba, nawet zjadłam ten chlebek. Zły nie był, ale to nie to...
Za drugim razem gdy włożyłam chleb do blaszki była dopiero godzina 20.00. Ale o 23.00 stwierdziłam, że już dłużej nie wytrzymam i wstawiłam go do piekarnika, a jeszcze nie "wyłaził z naczynia" - cytując Klasyka ;) I w tym upatruję niskości chlebka i jego gliniastości.
No cóż, do trzech razy sztuka - zakwas jeszcze mam, więc niedługo spróbuję jeszcze raz. I żeby nie było, że tylko ten raz piekłam z zakwasu: piekłam już wcześniej kilka razy, ale efekt zawsze był mizerny, oj mizerny...
Jakie są Wasze doświadczenia z chlebem? I proszę, nie piszcie wszyscy, że to prościzna i zawsze wychodzi Wam genialnie!
Pozdrawiam ciepło sprzed kominka - Elwidu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz