Podjęłam się wyzwania, ba, sama je stworzyłam, więc (bardzo późno, ale jednak) uprzejmie donoszę, co udało mi się zrealizować:
1 - zrobiłam maskę na włosy (1 żółtko, 1 łyżka oliwy z oliwek, 1 łyżeczka nafty kosmetycznej - wymieszać i wetrzeć w świeżo umyte i osuszone włosy i skórę gólwy. Nałożyć worek foliowy i owinąć głowę ręcznikiem. Trzymać na włosach przez 1 h. Największy problem, to zmyć to z włosów - tłuste, ale fakt, włosy były po niej przyjemne).
2 - nauczyłam się oddychać przeponą. No dobra, oddychać przeponą umiem od dawna, ale bardziej chodziło mi o to, żebym robiła to świadomie w momencie stresu, gdy odruchowo zaczynamy oddychać szczytami płuc.
3 - polubiłam siebie w lustrze ;)
5- poszłam spać wcześniej i wcześniej wstałam
7 - nauczyłam się robić inny makijaż. Pewnie niedługo zapomnę, z moją częstotliwością robienia w ogóle makijażu
8 - pilnuję wypijania odpowiedniej ilości wody - w lecie jest z tym łatwiej
9 - zrobiłam sobie zdrowy dzień - myślę, że potrzeba sporo czasu i samozaparcia, żeby coś takiego weszło w nawyk
10 i 11 - byłam na spacerze w lesie i przeczytałam "Stary człowiek i morze"
13 - radzę sobie z intensywnym stresem od kilku lat, w różny sposób, ale za każdym razem przekonuję się, że stara prawda, iż stres musi wyjść przez mięśnie - to święta prawda. Nie bez powodu przecież my, kobiety, w trudnych chwilach zaczynamy sprzątać. U mnie znakomicie sprawdza się marsz - w dniach intensywnego napięcia 9 km szybkiego marszu zlatuje jak z bicza strzelił.
15 - zrobiłam samodzielnie wiele rzeczy, ale ciągle próbuję czegoś nowego. Jednak transfer na drewnie nadal czeka na natchnienie ;)
16 - obejrzałam sobie kilka odcinków "Dotyku" w oryginale
17 - kartki robię i wysyłam, a przynajmniej staram się tak robić
19 - tej wiosny stanęłam w "progu" mojego ogrodu i zastanowiła się, co tu zmienić. Oczywiście pomysłów tysiąc, powoli staram się niektóre realizować. A zmobilizował mnie do tego tak naprawdę mój Tata, pytając czy dać mi kompostu. I gdy odpowiedziałam mu, że nie, bo nie chce mi się nic robić w ogrodzie, poczułam wstyd. Na szczęście. I po powrocie od Rodziców do domu wzięłam się za swój ogródek, ale o tym za chwilę Wam napiszę.
20 - posłuchałam disco polo, z premedytacją. I po raz kolejny doszłam do wniosku, że to nie dla mnie, przynajmniej do słuchania, bo na weselach, nie powiem, zdarza mi się zatańczyć.
21 - spróbowałam "żywego" liczi. Znałam je z wydania "puszkowego", ale surowe bardziej mi smakuje.
22 -z przyjemności odkładanych na później poszłam do kina! Wiem, banalna czynność, ale ostatnimi czasy nie składało mi się takie wyjście, więc cieszę się, że nareszcie doszło do skutku.
23 - odezwałam się do koleżanki, z którą od dawna nie miałam kontaktu. I bardzo się z tego cieszę.
24 - zupełnie nieźle wychodzi mi utrzymywanie stałego kontaktu z Rodzicami i Rodzeństwem - nie tylko z Bratem rodzonym, ale też z Siostrami ciotecznymi, które są mi bardzo bliskie 💓💓💓
25 - lista miejsc do odwiedzenia gotowa
26 i 27 - połączyła oglądanie wschodu słońca i spokojne wypicie kawy - było cudnie
28 - kontakt z osobami nawiązany - teraz czas na utrzymanie systematycznych "spotkań", choćby tylko wirtualnych
29 - zaprosiłam Rodziców na cepeliny - a co to takiego? Już niedługo się okaże...
30 - już kilka razy, w różnych sytuacjach zrobiłam to, co sprawiło mi przyjemność, zamiast tego, co musiałam. Skutki były różne ;)
Zostało mi jeszcze do zrealizowania 5 punktów, takich wymagających czasu (maszerować 30 min 2 razy w tygodniu przez 3 tyg., poćwiczyć jogę, nauczyć się pierwszej pomocy, obejrzeć wszystkie filmy ulubionego reżysera i popracować nad opanowaniem nowego programu komputerowego). Zobaczymy kiedy się z tym uporam, wszak do końca czerwca wyznaczyłam sobie termin zakończenia następnych 30 zadań. Trzymajcie za mnie kciuki ;)
Wasza zapracowana - Elwidu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz